poniedziałek, 18 marca 2013

twelfth.

Każdy dzień był dla mnie pułapką. Plątałam się w sieci nieporozumień i konfliktów w samej sobie. Przerażała mnie ta nienawiść i miłość jednocześnie. Przerażałam siebie samą. Nie wiedziałam co mam robić, i w tym momencie on się oświadczył, to miał być najlepszy sposób na ogarnięcie swoich myśli i całego życia. To miał być sposób, żeby w końcu uwolnić się od wspomnień. Bolesnych wspomnień.

Ani różnica poglądów, ani różnica wieku, nic w ogóle nie może być powodem zerwania miłości. Nic, prócz jej braku.

I to była prawda. Te dwa zdania zawładnęły moim życiem. Decydowałam się na bycie wiecznie nieszczęśliwą, żeby zapomnieć o tym, że byłeś, że jesteś i że wciąż Cię kocham, mimo że jesteś na drugim końcu świata. Ale nie mogłam zrobić nic innego i każda inna decyzja przyprawiała mnie o mdłości. Co ja mogłam zrobić? Przecież nie mogłam pojechać do Ciebie, do Gdańska, nie mogłam. Teraz byłam z Twoim bratem do którego nie czułam absolutnie nic, a wyznawanie miłości szło mi nadzwyczaj łatwo, co było dziwne. Kłamstwa są łatwiejsze. I nawet łudziłam się, że może miłość z czasem przyjdzie, ale teraz wiem, że nie. I jest tak, jakby miłość ktoś grał nam na skrzypcach bez strun.* Niestety świat toczył się dalej, a ja nie miałam tyle czasu, by ciągle się nad sobą użalać. Dni mijały szybko, i z każdym dniem było coraz bliżej naszego ślubu.  Boże, jak to brzmi. Wyobrażacie sobie mnie z mężem, z gromadką dzieci i szczekającym psem? Ja sobie tego nie wyobrażam, nie jestem stworzona do budowania rodziny. Trzeba umieć to wszystko ogarnąć, a co ja mam zrobić? Nie jestem w stanie ogarnąć nawet własnych uczuć, nie jestem w stanie zrobić nic. 

Marsz Mendelsona rozbrzmiewał w kościele, a ja z każdym dźwiękiem czułam się coraz gorzej i miałam ochotę uciec, ale było za późno. Miałam wyjść za Twojego brata. Ślub odbywał się w Polsce, ze względu na to, że cała rodzina tu jest. Nie chciałoby nam się ściągać jej do Francji. Szłam do ołtarza ze łzami w oczach, ale wiedziałam, że muszę za niego wyjść. Nie zepsuj dobrego imienia naszej rodziny, pamiętaj.

Doszłam przed sam ołtarz. Wzniosłam oczy ku niebu, może Bóg zdoła odwrócić losy mojego życia.
- Ja chciałem tylko powiedzieć, że nie jestem odpowiednią osobą, na odpowiednim miejscu. Ja... wiem, że tutaj powinien stać Grzesiek, bo dobrze wiem, Wiola, że Ty kochasz Grześka, a on kocha Ciebie. Grzesiek, chociaż raz pokaż, że masz serce. - powiedziałeś. Uśmiechnęłam się do Ciebie, nie wiedziałam jak Ci dziękować, przytuliłam się do Ciebie najmocniej i szepnęłam na ucho
-Dziękuję Kuba, dziękuję. 

Podchodzisz do mnie. Wszyscy goście czekają na to, co zrobisz, ja też nie wiem, jaki masz plan. 
- Wiola, kocham Cię. - mówisz.
-Ja Ciebie też, Grzegorz. - odpowiadam. 

A teraz? Teraz jesteśmy wesołą rodzinką z dwójką dzieci i szczekającym psem. Pajęczyna została tylko w kącie pokoju, w głowie poukładane myśli. Dziękuję Ci, Jakub, za wszystko co dla mnie zrobiłeś.



------------------------------------------
Takie tam z Łomaczami. Słodko, nie? :)

* SDM - tęsknota boli. 

2 komentarze:

  1. świetne są te twoje opowiadania

    zapraszam serdecznie: http://siatkarskieopowiadania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń