Siedzę z Tobą nad jeziorem. Przytulasz się do mnie i
ściskasz moją rękę . Wiem, że dobiega końca szczęście, które mi dajesz. Widzę
to po Tobie i sama to czuję. Już od kilku tygodni jesteś inny. Może nie tyle
oschły co po prostu podenerwowany i przewrażliwiony na wszystko, co do Ciebie
mówię, może to kwestia tego, że pokłóciłeś się z kolegą? Nie wiem..
- Kamila, przepraszam Cię. - mówisz.
- Nie przepraszaj. Nie masz za co. To moja wina. - mówię
patrząc Ci w oczy.
- Kamilko, jaka Twoja wina w tym, że jestem debilem?
Zachowuję się ostatnio jak kretyn, a przecież szczęście jest tak blisko.
- Kochany, ale jeżeli ty jesteś podenerwowany to nie
wynika tylko z twoich problemów, czy tam czegoś innego. Jesteśmy parą, to
działa na dwa. - mówię spokojnym głosem.
- Kamila! To moja wina! - znowu unosisz się głosem. Mam
tego dość. Wyrywam się z Twojego uścisku i odchodzę prosto przed siebie. Pewnym
krokiem, ale coś w środku mnie pęka i zaczyna histeryzować. - Kamila, czekaj,
no czekaj, poczekaj na mnie! - krzyczysz. Nie obchodzi mnie to. Przeginasz.
Wiele zniosę, ale już wystarczy. Za dużo w moim życiu namąciłeś,
-Odejdź. - odpowiadam nie zwalniając kroku. - Jak sobie
wszystko przemyślisz to daj znać. - kończę swoją wypowiedź, wsiadam do busa
który właśnie nadjeżdża zostawiając Cię tam samego. Jesteś zbyt oszołomiony,
żeby wsiać. No bo Kamilka zawsze była potulna, nigdy nie pyskowała i nie była
stanowcza, prawda? Asertywność to moje drugie imię, kotku. Boże, co mi się
stało? Gdzie się podziała ta dawna Kamila, którą wszyscy uwielbiali? Gdzie
jestem ja? Wysiadłam na najbliższym przystanku, miałam szczęście, bo tylko
kilometr dzielił mnie od aktualnego miejsca pobytu mojego ukochanego. Postanowiłam
do niego wrócić i przeprosić. Nie dam po sobie jeździć, ale przegięłam. Wracam
do Ciebie, nadal stoisz na przystanku, podchodzę i całuję Cię serdecznie. Być
może już po raz ostatni?
- Kamila, przepraszam. - przytulasz mnie.
- Nic się nie stało, ostatnio przewrażliwiona jestem po
prostu. Tyle. Będzie dobrze. Damy radę, musimy. - powiedziałam już
spokojniejszym, głosem. Wracamy do Bełchatowa w luźnej atmosferze. Jednak czuję
, że jest co raz gorzej. Zabierasz mnie wieczorem na kolację, co mnie bardzo
dziwi, nigdy nie lubiłeś chodzić po restauracjach. Jest miło, dobre jedzenie,
rozmawiamy. Piękny wieczór. Nagle z kieszeni wyciągasz pierścionek, jest
cudowny, taki, o jakim marzyłam. Pytasz , czy zostanę twoją żoną, próbuję
odpowiedzieć, że tak, ale choroba zabiera mi ostatnie tchnienie. Żegnaj, moja
największa miłości, żegnaj Konstantin.
-------------
Startujemy:)
-------------
Startujemy:)
Że Cupko? Ale dlaczego Kamila nie odpowiedziała? No ej, pisz szybko :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, Anna.
/ww.badz-by-anna.blogspot.com/
On się oświadcza a Ty uśmiercasz główną bohaterkę? Nie ładnie. I teraz Kostek będzie smutny? I nie będzie się wygłupiał? I nie będzie wszystkich przytulał? Tak nie może być! Trzeba go pocieszyć jakoś :)
OdpowiedzUsuńa może ona nie umarła? Może to tylko sen ? :D
Usuń