Z krucyfiksu co noc
Patrzy się na nią
Kiedy składa na pół
Sukienkę tanią
Nie powie nic kiedy znów
Włoży ją rano
Wszystko już o niej wie
Tani stróż anioł
Składałaś ubrania. Co
jakiś czas zerkałaś na krucyfiks zawieszony na ścianie, co jakiś czas ocierałaś
łzy. Nie wiesz dlaczego Cię to spotyka. Nic nie zrobiłaś złego. Chciałaś być w
każdym aspekcie jak najlepsza, chciałaś mu się podobać, już na zawsze...
Drugi rok stoi tam
Za firanką
Nie wybaczy mu że
On poszedł z tamtą
Wylało się na stół
Moralne salto
Wkładasz ubrania do
szafy. Podchodzisz do okna i widzisz jak wychodzi gdzieś z inną. Ile to już
minęło? Miesiąc? Dwa? Trzy? Pół roku? Nie. To już dwa lata. Dużo czasu. Nie
potrafisz od niego odejść, za bardzo go kochasz. Ale co Ci pozostaje innego?
Przecież nie możesz się na to godzić, nie możesz mu wybaczyć.. Chyba, że
obieca, że się zmieni? Przecież obiecywał to setki razy, nie dotrzymał
obietnicy.
Ściera swój uśmiech ze starych zdjęć
Jego uśmiechu część
Głodne oczy nakarmi
Dobrze wie już że My
Się nie dzieli przez trzy
Z młodszymi koleżankami
Jeśli już ktoś dziś puka w jej drzwi
To z całych sił tylko przeciąg
Przeciąg trzaska złudzeniami
Na parapecie leży wasze zdjęcie. Bierzesz je do ręki.
Jesteście na nim szczęśliwi, uśmiechnięci. Tacy, jak byliście trzy lata temu,
po ślubie. Teraz wiesz już, że my się nie dzieli przez trzy, że nie można tak
dłużej żyć, że to nie prowadzi do niczego dobrego, że to nie będzie miało
końca.
Mocniej wtuli się w koc
W czarnej godzinie
Nie policzy tych łez
Zostały w kinie
Pożegna ją dym ze świec
Popiół w kominie
Z krzyża zszedł dziś w tę noc
Nie będzie przy niej
Odchodzisz od parapetu, on też odszedł ze swoją nową lubą,
możesz podziwiać tylko jego cień , ale po co? To prowadzi tylko do zguby.
Otulasz się kocem. Łzy same płyną Ci po policzkach, nie wiesz co zrobić. Ale na dobrą sprawę
chyba nic nie możesz zrobić. Ściągasz krucyfiks, żeby Pan Bóg nie patrzył na
to, co nadejdzie. Bo on nie może tego widzieć.
Ona coraz śmielszą ma chęć
I w kuchni palnik z gazem
Sama sobie wydaje się tłem
i życie jej puszcza się płazem
Ona przeklina ten dzień
I siebie przed ołtarzem
Udajesz się do kuchni. Patrzysz na kuchenkę i zastanawiasz
się co zrobić. W końcu decydujesz się na ten krok. Odkręcasz kurek i siadasz na
podłodze. Wspominasz ten dzień, kiedy byliście razem, szczęśliwi, na ślubnym
kobiercu. Przeklinasz ten dzień. To właśnie on zaważył o tym, co się za chwilę
stanie. Bo to już musi być koniec. Nie możesz być tłem swojego małżeństwa, nie
potrzebną osobą , nie będziesz mu wadzić.
Nie pytaj mnie skąd o tym wiem
Opowiem ci o tym innym razem...
Skąd o tym wiem? Jestem jej aniołem stróżem, który na
dzisiejszą noc musiał ją opuścić. Nie jest mi z
tym łatwo, Bóg tak chciał. Nie mogę patrzeć jak ona umiera, to dla mnie
za dużo, była taka dobra dla wszystkich...
Niefajnie jej z tym
Nie pytaj czy jej fajnie
------------------------------------------------------------------
Smutno mi. Szczerze? Nie wiem jaki siatkarz tu może pasować, dlatego wybór pozostawiam wam.
Może to być Bartman, może to być Kubiak, Łasko, Kurek, Matju Anderson, Zajcew, Masterandżelo, czy kogo tam chcecie.
Popłakałam się przy tym.
To będzie taki mój mały powrót.
Nie wiem co napisać, brak mi słów... Przykro mi ale nic więcej nie napiszę, bo nie wiem jak ubrac słowa w jakieś logiczne zdania.
OdpowiedzUsuńWow, zatkalo mnie : O Sliczny rozdzial, gratuluje. :O Czytam juz 3 raz!
OdpowiedzUsuń